Czy rękodzieło się opłaca?

Jakiś czas temu zobaczyłam w Internecie takiego mema:

W wolnym tłumaczeniu Pimposhki ‘Po co kupować coś za 7 dolarów, skoro można to zrobić samemu za 92 dolary w materiałach’. 

Myślę, że nie tylko ja się z tym identyfikuję. 

Jakiś czas temu szkoła tańca gdzie chodzą małe Pimposhki przeszła zmianę marki i logo i dziewczyny dostały nowe kostiumy taneczne. Problem był taki, że spod tych kostiumów wystawały im majtki. Nie jest wcale tak łatwo kupić dziecięce majtki, które mają wysoki podkrój. Wpadłam na pomysł, że skoro mam overlocka i w ogóle to sama im takie uszyję.  

Jak to ja, przygotowywałam się do szycia tych majtek mocno merytorycznie. Patrzyłam jak są uszyte moje majtki, z jakiego są materiału, jakich ściegów użyto, jaką mają konstrukcję. Znalazłam kilka tutoriali w Internecie, znalazłam też (płatny) wykrój na dziecięce majtki (który okazał się zły). Zamówiłam na eBayu metr czarnej lajkry oraz specjalne nici (grubsze i bardziej śliskie) do overlocka. 

Zaczęłam od starszej P., sama robiłam wykrój odrysowując jej kostium do tańca. Spędziłam kilka godzin bawiąc się różnymi ustawieniami overlocka, w końcu uszyłam prototyp, który… okazał się totalnym niewypałem. 

Poddałam się. Straciłam serce do tego projektu. Lajkra, którą kupiłam była chyba nieco za gruba na bieliznę i za dużo obiecywałam sobie po rozciągliwym ściegu overlockowym (liczyłam na to, że nie muszę już wszywać gumy). 

Zupełnie niespodziewanie w Sainsburym (supermarket) znalazłam niemal idealne majtki. Co prawda nie miały wysokiego podkroju ale są czarne i bezszwowe, więc nawet jeśli trochę będą wystawały spod kostiumu tanecznego to nie będzie rzucało się tak w oczy. Dostałam też takie w kolorze beżowym, które dziewczyny ubierały na przedstawienia, aby nie odznaczały się pod ich kostiumami do show. Zestaw trzech par (czarne, białe i cieliste) kosztował 6.50 czyli 13 funtów za wyposażenie dwóch małych Pimposhek w odpowiednią bieliznę. 

Koszty mojej próby uszycia takich majtek samodzielnie (w planach miałam również cieliste ale na szczęście nie kupiłam jeszcze materiału):

Lajkra 7.49 (ale sporo mi zostało, do wykorzystania później)
Nici  20.45 (kupiłam czarne i beżowe, po dwie duże szpulki, również do wykorzystania później)
Wykrój  3.42 

W sumie wydałam 31.36 funtów i spędziłam nad tym projektem sporo godzin. Co gorsza, nic nowego się na nauczyłam poza tym, aby więcej nie szyć majtek.

Te majtki to bardzo dobitny przykład. Na szczęście nie często zdarzają mi się takie spektakularne wtopy. Weźmy inny przykład, czyli lisi kostium dla Młodszej P. (klik). Aby go zrobić kupiłam następujące materiały:

Pomarańczowy jersey interlock 2 metry 13.08 (trochę zostało)
Boa z piór na lisi ogon 4.99
Nici, dwie szpulki Guttermanna 3.50 (zostało)

Wykrój już miałam, podobnie z klejonką (na uszy), oraz jersey interlock w kolorze ecru. W sumie kostium kosztował mnie 21.57, plus zapasy ze Stasia i oczywiście mój czas. Na Amazonie można zgarnąć przyzwoity kostium lisa (chociaż nie z bawełny) w rozmiarze młodszej P. za 12.62 z dostawą na następny dzień. O taki:

Planując naszą wakacyjną garderobę wpadłam na pomysł, że uszyję pasujące kostiumy kąpielowe dla mnie i małych Pimposhek. Myślałam aby zamówić lajkrę w jakiś fajny wzór ze Spoonflower, zaczęłam przeglądać też ofertę wykrojów kostiumów kąpielowych. Dałam sobie jednak spokój. W Boden mają właśnie zimową wyprzedaż (także kostiumów kąpielowych). Dla siebie wybrałam elegancki pomarańczowy strój za 40 funtów (przeceniony z 75), a dla młodszych stroje za niecałe 20 funtów od łebka. Boden to fajna firma, produkuje ubrania dobrej jakości, kupuję tam od lat. Metr lajkry ze Spoonflower kosztuje 32 funty, potrzebowałabym minimum dwa metry na naszą trójkę (a pewnie jeszcze zapas w razie jakiejś wpadki), do tego koszty przesyłki ze Stanów, podszewka do kostiumów, może jakieś lamówki, nici, wykroje (wykrój, który miałam na oku, tyko dla mnie to koszt 13 funtów). No po prostu ten pomysł się nie kalkuluje, a przecież nie kupiłam taniutkich strojów z sieciówki.

No dobra. A teraz torty. Zaczęłam je robić tylko i wyłącznie ze względu na koszt takiego tortu wykonanego w sklepie cukierniczym. Tylko raz zamówiłam tort, kosztował 60 funtów i to bez figurek. Figurkę Pumby zrobiła dla mnie koleżanka z pracy, a figurkę Timona zrobiłam sama.
To była moja pierwsza figurka z lukru. 

Od tego czasu dużo się nauczyłam, a moje torty wyglądają często lepiej niż torty ze sklepu. Ale to wcale nie jest takie tanie hobby. Przez lata zgromadziłam wiele akcesoriów do robienia takich tortów: blaszki, narzędzia, barwniki, foremki, tylki, maty itd. Mam już naprawdę pokaźną kolekcję:

Ale pomimo tak dużej kolekcji, za KAŻDYM razem kiedy robię tort, okazuje się, że muszę coś dokupić. Na przykład w zeszłym roku, kiedy Starsza P. chciała tort w kształcie Kopciuszka to musiałam kupić blaszkę, aby upiec półkulę. 

W tym roku kupiłam formę silikonową głowy i ciała aby zrobić wróżki. Co prawda miałam już formę głowy (wykorzystałam ją też w Kopciuszku) ale potrzebowałam mniejszy rozmiar. Do tego dochodzi koszt mas cukrowych. Masy w sumie nie są takie tanie, szczególnie te, z którymi lubię pracować. Co prawda większość koloruję sama (nie farbuję tylko czarnej i czerwonej) ale za każdym razem jest to koszt. Dodatkowo trzeba kartonik, podkładkę itd. Zazwyczaj w listopadzie robię duże tortowe zakupy, mój ulubiony sklep to Vanilla Valley (klik), a w styczniu ewentualnie coś dokupuję na tort dla młodszej. Ponieważ kupuję online to często kupuję też trochę na zapas, np. dodatkowe podkładki albo barwniki żeby potem nie znaleźć się z ręką w nocniku bo nie wszystko można łatwo dostać stacjonarnie. 

W tym sezonie tortowym wydałam na lukry i potrzebne akcesoria (które zasilą moją stałą kolekcję) itp. 137 funtów. Z tego zrobiłam tort szopę, tort dla starszej P., tort dla szkoły tańca i zostało mi jeszcze trochę materiałów na następne dwa torty, które czekają mnie w lutym (ale i tak będę musiała coś dokupić). Powiedzmy, że jeśli w tym sezonie tortowym zamknę się w 200 funtach to wyjdzie jakieś 40 funtów za tort. Plus oczywiście mój czas a musicie wiedzieć, że gdy robię tort dla którejś małej Pimposhki to zazwyczaj biorę dzień urlopu w piątek. 

W Oxfordzie jest sklep z tortami (to tam zamawiałam zielony tort na drugie urodziny starszej P.). Tam panie cukierniczki pracują na widoku i można się przyjrzeć nad czym obecnie pracują. Są też przykłady tortów, które można zamówić wraz z cenami. 

Na przykład taki tort z Harrym Potterem można kupić za 47 funtów. Jeśli chodzi o wielkość i ‘trudność’ to uważam, że jestem podobny do tortu, który zrobiłam dla szkoły tańca. Mój tort był jednak nieco większy i były na nim dwie figurki, obstawiam więc, że kosztowałby około 60 funtów minimum. 

Świąteczne tory jak widać zaczynają się od 62 funtów. 

A tort z sukulentami, które faktycznie wymagają sporo czasu kosztuje już 105 funtów. 

Okazuje się, że zamówione torty nie kosztują znowuż, aż tak dużo więcej niż te robione w domu. Oczywiście kusi mnie aby wpaść do sklepu ze zdjęciem jednej z moich kreacji i zapytać ‘A za taki torcik to ile?’ Podejrzewam, że takie torty jak ja robię kosztowałaby okół 100 funtów w górę, więc może jednak robienie samemu się opłaca? I chociaż generalnie lubię robić te torty i daje mi to dużą satysfakcję to jednak mnie to również stresuje. 

Było szycie, były torty to zostało jeszcze robienie na drutach. Osobiście uważam, że tu chyba najłatwiej jest wyjść na swoje jeśli chodzi o finanse. Swetry z dobrej jakościowo wełny czy alpaki są dość drogie i chyba jednak zawsze wychodzi taniej, jeśli sweter zrobimy samemu. Co ważniejsze, akurat włóczkę można spruć i zrobić coś ponownie więc odpada stres jaki jest przy szyciu (szczególnie jeśli nie czujemy się pewnie w roli krawcowej). Poza tym jak się ma dobry zestaw drutów, to nie trzeba uzupełniać parku maszynowego za każdym razem kiedy zaczynamy nowy udzierg. 

Przykładowo, wpadł mi w oko taki oto sweter:

Sweter ciekawy ale prosty w wykonaniu. Wg. opisu producenta skład to 90% merynos i 10% kaszmir. Cena 250 funtów. Gdybym chciała sobie zrobić podobny sweter to wybrałabym pewnie taką włóczkę (klik), która kosztuje 5.99 za motek 50g i ma podobny skład. Powiedzmy, że potrzebowałabym około 15 motków bo sweter ma golf i szerokie rękawy. No to koszt takiego swetra w materiałach wyniósłby mnie około 100 funtów i sporo mojego czasu. No ale ja przecież lubię robić na drutach. 

Czasem są jednak projekty, które faktycznie prawie nic nas nie kosztują bo mamy w domu już takie zapasy, że ho ho. Na przykład wtedy, kiedy teściowa poprosiła mnie o naprawę sukienki dla Gracjanki. Teściowa musiałaby wybrać się do pasmanterii, kupić jakieś nici, igły, aplikację a ja tym czasem miałam wszystko co potrzebne w domu. Cały proces opisałam tutaj (klik). 

Kiedy sama tapicerowałam otomanę to kosztowało mnie to jakieś 50 funtów (materiał plus podstawowe narzędzia) i jeszcze zostało mi materiału na obicie podnóżka, który już będzie ‘gratis’. Gdybym miała mebel oddać do tapicera to na pewno zapłaciłabym dużo, dużo więcej a efekt pewnie byłby bardzo podobny. Historię otomany opisałam tutaj (klik). 

W zeszły weekend małe Pimposhki bawiły się w superbohaterów. Przydałaby się maska. Znalazłam w Internecie wzór, wydrukowałam (mam drukarkę), odrysowałam na kawałku czarnego filcu (mam Stasia), znalazłam kawałek żółtej gumy (bo mam Stasia), którą przyszyłam do maski (mam maszynę) i maska była gotowa w ciągu 10 minut. Do tego peleryna czyli kupon dżerseju z wiskozy (tak, tak też ze Stasia) i strój gwiazdki, który uszyłam młodszej P. na jasełka w zeszłym roku. Odczuwam wielką radość i satysfakcję kiedy dziewczynki mówią, że ‘mama nam takie zrobi’ albo ‘mama to naprawi’. 

Jest też jeszcze sfera przez mnie nie odkryta, choć powoli zmierzam w tym kierunku, czyli przeróbki krawieckie. Ubolewam nad tym, że w UK nie ma takich typowych polskich lumpeksów. Są co prawda sklepy ‘dobroczynne’ (z ang. charity shops) gdzie sprzedawane są używane ubrania ale nie są to wielkie powierzchnie i nie ma tam ogromnego wyboru. Ale obiecuję sobie, że kiedyś się tam przejdę z zamiarem kupna jakiejś sukni ślubnej albo balowej i przerobię ją na jakąś sukienkę księżniczki dla małych Pimposhek. 

Myślę, że na pewno jest mnóstwo hobby i projektów, które spokojnie oszczędzą nam pieniądze ale zawsze trzeba być przy tym ostrożnym i nie szaleć z wydatkami. Niech przykładem będzie maszyna, którą kupiłam z drugiej ręki dla starszej P. Poprzednia właścicielka kupiła ją aby uszyć sobie sukienkę. Maszyna kosztowała 140 funtów, użyta była tylko raz. Nie zapytałam się, czy sukienka wyszła (za 140 funtów można tutaj kupić całkiem fajną kieckę w Boden i to niekonicznie na wyprzedaży) ale skoro maszyna poszła na sprzedaż to…. 

Pieniądze to jednak nie wszystko. Kiedy robimy coś ręcznie, nie ma zmiłuj, zawsze skończymy z jakimś ufokiem. Kto nie ma w szafie jakiegoś projektu-wyrzutu sumienia, którego nie mamy siły spruć albo przerobić ale nie nosimy, nie używamy? Pod tym względem torty się sprawdzają, bo zostają skonsumowane nawet jak trochę nie wyjdą. 

Coś, co ostatnio mnie denerwuje to fakt, że odkąd sama szyję, to z wielką niechęcią kupuję ubrania. Ze swetrami jest jakoś inaczej, bo na to potrzeba sporo czasu ale szycie wydaje się być szybsze. Widzę więc jakieś spodnie w sklepie i myślę sobie, takie to uszyję w jeden weekend i wychodzę. A potem okazuje się, że trzeba wybrać materiał (najczęściej online więc może najpierw próbka, albo kupię nietrafiony), znaleźć odpowiedni wykrój (kupić go, czasem wysłać do druku więc znowu czekam) a potem boję się czy mam jednak wystarczające umiejętności aby takie spodnie zrobić no i szkoda byłoby materiał zmarnować. I tak ten włoski czarny denim co go kupiłam z Marzeną z Londynie leży już ponad rok, a ja latam w jednych portkach. 

Nawet jeśli zrobienie czegoś samemu nie oszczędza nam pieniędzy to ma oczywiście inne zalety. Po pierwsze, możemy zrobić coś, czego nie możemy kupić w sklepie bo po prostu nie możemy czegoś takiego znaleźć (albo nie lubimy chodzić po sklepach). Po drugie, możemy zrobić coś, co pasuje na nas w 100% aczkolwiek tutaj musimy posiadać wystarczające umiejętności i doświadczenie. Po trzecie, jest satysfakcja z rzeczy wykonanej przez nas, szczególnie jeśli ktoś ceni rzeczy unikatowe i jedyne w swoim rodzaju. Po czwarte, z każdym nowym uszytkiem/udziergiem/wyrobem cukierniczym/odnowionym meblem nabieramy nowych umiejętności, nabieramy wprawy, zyskujemy doświadczenie. Po piąte, czysta ekstatyczna radość tworzenia.

Na koniec kilka moich przemyśleń odnośnie odpowiedzialnego i zrównoważonego rękodzieła, wszelkiego.

Podniecaj się nowym hobby ile chcesz (nowe hobby to jak nowy kochanek) ale nie musisz od razu inwestować w pełen rękodzielniczy rynsztunek. Nie musisz mieć od razu wszystkich kolorów akwareli, nie musisz mieć super wypasionej maszyny do szycia, nie musisz mieć od razu wszystkich rozmiarów drutów czy szerokiej gamy kolorów barwników spożywczych. 

Ale, jeśli inwestujesz w sprzęt to inwestuj z głową. Jeśli już kupujesz druty, to kup dobre. Jak kupujesz maszynę to zrób rozeznanie jaki model będzie dla Ciebie odpowiedni (coś czego ja nie zrobiłam przy maszynie numer 1). Podobnie z materiałami. Jeśli już masz spędzić długie godziny na przerabianiu sznura to zadbaj o to, aby ten sznur był dobrej jakości. Sweterek z akrylu kupisz w sklepie za parę złotych. Z drugiej strony, jeśli dopiero uczysz się szycia to polecam stare prześcieradła zanim zaczniesz ciąć jedwab. 

Wiem, że są takie osoby, które robią coś głównie dla samego robienia. Są to zazwyczaj osoby, które mają dużo czasu do zabicia i zabijają go właśnie taką robotą. Surowiec czy końcowy produkt mają drugorzędne znaczenie. Ja w ogóle nie mam czasu do zabicia więc zawsze przykładam wagę do tego co, jak i z czego robię. Końcowy produkt ma być doskonałej jakości (lepszej niż w sklepie), ma być użytkowany i ma spełniać moje oczekiwania. Oczywiście nie zawsze mi się to udaje. 

Ogranicz swój słomiany zapał. Aby zmaksymalizować szanse na powodzenie projektu, dobrze się do niego przygotuj. Zrób (i zblokuj) próbkę dzianiny, zrób próbne odszycie, upiecz testowy biszkopt (koledzy z pracy będą wdzięczni), pooglądaj filmiki instruktażowe, dokładnie przeczytaj instrukcje w wykroju/wzorze. Bądź krytyczna w wyborze projektu. Czy dam radę? Czy dobrze mi w takim fasonie/kolorze? Czy ten materiał nadaje się na taką sukienkę? Czy potrzebuję kolejny sweter? Oczywiście wraz z nabieraniem doświadczenia będzie Ci łatwiej. 

Uwielbiam mojego Stasia i to, że mogę w nim znaleźć niemal wszystko. Wspaniałość mojego Stasia polega na tym, że jest dosłownie jaskinią Alibaby. Jestem pewna, że moje córki będą pamiętać, co mama potrafiła ‘wyczarować’ ze swoich zapasów. Z drugiej strony chomikować trzeba z głową. Niestety, jakoś tak dziwnie bywa, że mamy całą szafę włóczki albo materiałków, ale jakoś nic nie pasuje do tego projektu, który właśnie zobaczyłyśmy na Ravelry. Znacie to? Warto mieć też te zapasy jakoś zorganizowane. Ponieważ ja torty robię rzadko to już parę razy zdarzyło mi się kupić coś, co już miałam w swoim arsenale. Mam też materiałki, które kupiłam z konkretnym przeznaczeniem ale potem jakoś się nie złożyło, już nie są mi potrzebne kolejne spodnie dresowe i materiał leży. 

Nie łudź się. Doświadczenie pokazuje, że wykonanie czegoś samemu niekoniecznie oszczędzi nam pieniądze. Ale przynajmniej będziemy się dobrze bawić, a to jest przecież bezcenne :). 

Postanowiłam, że od teraz, kiedy będę pokazywać na blogu moje rękodzieło to razem z informacją ile mnie to kosztowało, jakie materiały musiałam kupić, a co było już w Stasiu. Odpowiadając na pytanie z tytułu. Oczywiście, że rękodzieło się opłaca, choć nie zawsze tak, jakby nam się mogło wydawać. 

A jakie są Wasze przemyślenia w tym temacie? 


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
41 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena
1 rok temu

Dobrze, że poruszasz ten temat.
Bardzo sensowne porady.
Oczywiście, że wszelkie hobbies kosztują, nawet gra na instrumentach (nuty, reperacje, stroiciele lub lutnicy) czy spacery (buty, kurtka). Wcale nie muszą być tanie. To ma być przyjemność i rozwój, ale… gdy ktoś ma ambicję wykonywania rzeczy użytecznych, to jednak uważam, że poczucie pewnej opłacalności jest bardzo ważne. Jeśli zainwestuję dużo czasu i pieniędzy, to efekt musi być taki, jakiego w sklepie nie kupię, a już na pewno nie za taką cenę. Ewentualnie wykorzysuję coś, co już mam. To po prostu zwiększa satysfakcję. Głupio być frajerem, co się narobi i dodatkowo przepłaci, a efekt będzie marny. No chyba że to w celu nauczenia się nowej umiejętności, wtedy jeszcze warto.
Niestety nie mam nadmiaru czasu, więc zazwyczaj obliczam, czy czegoś bardziej nie opłaca się jednak kupić. Gdy chodzi o przedmioty trwałe, staram się nie robić rzeczy jednorazowego użytku, bo jednak mój czas pracy cenię wysoko. Wyjątkiem była moja sukienka ślubna, cała z jedwabiu, myślę, że ewentualny zakup przekroczyłby kilkukrotnie łączną cenę materiałów i maszyny. Poza tym, że 20 lat temu nawet nie wiedziałam, gdzie moźna by taką kupić. Kostium nietoperza szyłam na wyrost, starszy syn zakładał przez 2 lub 3 lata na różne okazje, młodszy (po kilkunastu latach) dopiero raz, mam nadzieję, że jeszcze się przyda. Jeśli odmówi, odpruję skrzydła i zostanie bawełniana bluzka do noszenia. Nie stronię od przeróbek tego, co już mam, ale to chyba bardziej ekoobsesja i niechęć do produkcji śmieci. Do kupowania odzieży używanej w celu upcyclingu jakoś mnie nie ciągnie, boję się że zalegnie mi w zapasach, które i tak są już za duże.
Staram się nie inwestować nadmiernie: od ponad dwóch lat sama robię mydło (zbliżam się do 100 kg) i nie kupiłam nigdy do niego żadnej formy, używam wyłącznie własnych “wynalazków” z odzysku. Stać mnie na formy, ale nie chcę zostać z nimi na pamiątkę, jeśli mydlenie mi się znudzi. Mikser i pirometr, które kupiłam, można używać do innych celów, specjalne formy już niekoniecznie. Poza tym staram się nie przekraczać założonych kosztów na 100 g mydła, chyba że to mały eksperyment na 2-4 kostki. Przy większych ilościach (dużo z tego rozdaję) mam swoje limity użycia droższych składników, takich jak olejki eteryczne czy egzotyczne masła. Excel to mój przyjaciel w tym hobby. Mydło musi być bardzo dobre dla skóry, ale nie przesadnie drogie, bo i tak skończy w kanalizacji.
Muszę przyznać, że kupowanie wszelkich materiałów on-line to pułapka. Przerobiłam sobie kilka starych torebek. Potrzebowałam do tego różnych okuć, nitów itp. Na aliexpress są niedrogie, ale gdy już dotrą, nie zawsze pasują, często trzeba coś dokupić lub od razu zamawiać kilka rozmiarów. Torebki wyszły ok, ale zostałam z ładną kupką żelastwa. Na szczęście ono nie ma daty przydatności.
Ech, temat-rzeka 🙂
Wszystkiego najlepszego w nowym roku!

Ingwen
1 rok temu
Odpowiedz  Magdalena

Jak nic muszę kupić sobie fanty do robienia mydła. Akurat chcę wymieniać blender, to ten stary pójdzie do miksowania mydła :D. Marzy mi się to od kilku lat, jakbyś miała jakieś stronki do podsunięcia dla początkujących, to ja poproszę! No i wiadomo, jak hobby to tylko arkusz kalkulacyjny – tak pilnuję moich zapasów włóczkowych i rezultatów warzywnika :D.

Magdalena
1 rok temu
Odpowiedz  Ingwen

Tu chyba najlepsza instrukcja mydlenia na początek, sama od tego zaczęłam:
https://ukrecone.com/jak-zrobic-mydlo-pierwsze-mydlo/artykuly-ukrecone/
Trzeba oczywiście przeczytać też wskazówki dot. sprzętu i bezpieczeństwa (tam są linki). Dalej już youtube i królicza nora 😉
Gorąco polecam, bo umiejętność łatwa do opanowania, efekty super, do tego oszczędność podwójna, bo po pierwsze: mydło rzemieślnicze warte 20-30 zł mamy za 2-5 zł, po drugie: znacznie maleje (może nawet do zera) potrzeba używania kremów do ciała – w domowym mydle pozostaje naturalna gliceryna, a przetłuszczenie ustalamy sami. Dla osób, które chcą się wyszaleć artystycznie też jest pole do popisu, choć ja wolę raczej zabawę w receptury i zapachy.
Świetny pomysł z wprowadzeniem włóczek do arkusza, muszę spróbować, dzięki! Ostatnio prawie nie dziergam i nie pamiętam, co jeszcze mam w pudełkach. Warto by było znów zacząć, tylko najlepiej nie od kupowania, bo miejsce wolałabym uwolnić niż zapełniać.

Ingwen
1 rok temu
Odpowiedz  Magdalena

Dziękuję!

1 rok temu
Odpowiedz  Ingwen

Niedawno zaczęłam wprowadzać swoje włóczkowe zapasy na Ravelry i jestem zachwycona, bo eksportuje do arkusza ale też poleca włóczki z zapasów do konkretnych wzorów na swetry czy chusty.

Asia
1 rok temu

No coz, dzisiaj wlasnie opowiadalam w pracy, ze musze wysprzatac swoj gabinet (byly pokoj mojego syna), bo dziecko wraca na lono rodziny na jakis czas. NO i tutaj jest maly problem, bo moje zapasy wloczkowe rozrosly sie i rozgoscily pieknie w tym zapasowym pokoju. Mam wloczek wszelkiego rodzaju sporo. Na swoje usprawiedliwienie moge tylko dodac, ze byly to w wiekszosci wloczki kupowane po super cenach, czyli generalnie niby tanio. Mam tez maszyne i polke rzeczy do przerobki(duzo schudlam i szkoda mi niektorych ubran),wszystko pieknie lezy i czeka i doczekac sie nie moze. NO bo czasu malo, a zainteresowan duzo.
Ja bardzo duzo dziergam, ale tez bardzo duzo rozdaje swoich dziergadelek. Mam swoich wielbicieli i to dla nich duzo robie. Oczywiscie sprawia mi to niewyobrazalna przyjemnosc (zreszta dlatego robie). Jak juz wspomnialam wiekszosc wloczek jest kupowana po niskiej (niby) cenie, wiec ogolnie wydatek na te rozne prezenty nie jest az taki duzy. Zdecydowanie mniejszy anizeli zakup podobnego produktu w sklepie. Mam trzy komplety super drutow i pewnie bede nimi dziergac jeszcze dlugo. Ja zazwyczaj nie szaleje, jak zaczynam przygode z jakims nowym hobby. Tak jak piszesz, robie proby, czy to bedzie faktycznie moje zainteresowanie. Na poczatku robilam zwyklymi starymi (sprzed 20 lat) drutami, potem zakupilam te “mercedesy”.
Bardzo mnie ineteresuje to robienie tortow, ale troche mnie przeraza ilosc rzeczy potrzebna do zakupienia. Ja pieke pierniczki i rozne inne ciasteczka na swieta lub podobne okazje(mam cale pudlo roznych przydasiow, a wlasciwie dwa pudla), uzywam lukru krolewskiego do dekoracji i jakis tam dodatkow. Nie jest to az takie drogie hobby, a musze przyznac ze bardzo efektowne. Mozna w sklepie kupic domek z piernika, sredniej wielkosci za 55$(okolo 170 zlotych), dekoracja raczej slaba w moim odczuciu. No ale piekne udekorowanie jest bardzo czasochlonne. Dla mnie dekorowanie tym lukrem, to kompletna medytacja, zapominam o calym swiecie.
Jak robie na drutach, to zazwyczaj wymyslam swoje wzory, rzadko robie z “przepisow”. Czasem cos probuje, ale i tak w efekcie robie duze zmiany i poprawki. Na mnie jakos nigdy nic nie pasuje i nie lezy tak jak na modelce.
Ja wogole chyba mam sporo z dziecka, czasem mysle, ze to skutek dorastania w ciezkiej komunie. Uwielbiam kolorowe dlugopisy, mazaki, karteczki, pudeleczka, guziki, naklejki itp. Moje dziecko mowi, ze dla mnie bardzo latwo cos kupic w prezencie, bo wystarczy notes i kolorowe dlugopisy i juz sie ciesze.
Mam tez pudlo dodatkow do dekoracji swiatecznych, typu perelki,krysztalki, gwiazdki, sznureczki. Robie gwiazdki i inne swiateczne ornamenty z kordonka i zazwyczaj dodaje przy pakowaniu tych piernikow.

Ingwen
1 rok temu

Tak mi się skojarzyło, jak kalkulowałam, ile mnie wyszedł sweter dla syna 😀 Miał bardzo konkretny pomysł i nie było opcji znalezienia tego w sklepie (bardzo kolorowy, a wiadomo, że chłopcy to tylko granatowy, szary, ewentualnie trochę zielonego i czerwonego :D). Multum pieniędzy na te wszystkie kolory w pojedynczym motku w milutkim merynosie. Jednakowoż – syn ma sweter, który chciał i nosi codziennie super zadowolony.
Też mam takie dosyć utylitarne podejście do hobby – musi być w tym jakiś zwrot. Wiadomo, że monetarny będzie rzadko, ale jednak niech to będą inne rzeczy – niesamowite wspomnienia z dzieciństwa i pewna wiedza, którą trudno nabyć inaczej (u mnie to będzie jak sobie rośnie marchewka i pomidorki, nie ma opcji, że to się za kilogram zwraca, choćbym miała kupować najbardziej organiczne z organicznych na ryneczku). Także jak będziesz podliczać koszt to dodałabym te niematerialne rzeczy też, bo jednak łatwo się wbić w cynizm i nie robić nic.
Definitywnie zgadzam się, że warto zacząć małoskalowo, bo jednak nigdy nie wiadomo. Warsztaty są fajne albo testowanie rzeczy u kogoś, bo jednak można sobie wytestować fajniejszy sprzęt, czy pobawić się lepszym materiałami i się przekonać. To jednak trochę trzeba znać siebie i być ze sobą szczerą, żeby tak naprawdę ocenić, a to pewnie trochę przychodzi z tych kumulowanych falstartów :D.

Magdalena
1 rok temu
Odpowiedz  Ingwen

No tak, aspekt “mama zrobiła” to wartość sama w sobie, dodatkowo uczy dzieci, że można.

Theli
1 rok temu

To, że rękodzieło jest po to, by się opłacało przestało być prawdą już dawno temu. Kiedyś, w czasach totalnego niedoboru wszystkiego pewnie tak (niestety sama pamiętam te czasy), ale teraz, gdy ubrania produkuje się i sprzedaje za bezcen, ręczna robota jest tylko dla tych, którzy chcą mieć coś oryginalnego. Nawet przeróbki i naprawy przestały być opłacalne, jeśli chcemy je zlecić fachowcom (np. wszycie zamka może być droższe niż kupno nowej bluzy).
Nie wydaje mi się też, by teraz ktokolwiek pruł po raz kolejny sweter by zrobić coś innego. I nie dlatego, że ten stary się nie podoba, tylko, że nie ma innej możliwości zdobycia włóczki. Ubrania potrafią być tak tanie, że włóczki lub materiały z odzysku mają sens tylko wtedy, gdy są najlepszej jakości.
Sama już dawno przestałam traktować swoje rękodzieło jako tańszą alternatywę. Zdecydowanie jest to sposób na zrobienie rzeczy oryginalnych, nie zawsze tańszych. Choć trzeba przyznać, że licząc tylko koszty materiałów, bez robocizny, można mieć rzeczywiście czysto wełnianą/alpakową/jedwabną rzecz za koszt podobnego czegoś z akrylu z sieciówki.

1 rok temu

Tu się porusza kilka zupełnie różnych tematów. Czy to jeszcze kraft, czy juz pełnoprawne rzemiosło.Nikt nie obiecywał, że wyposażenie warsztatu rzemieślniczego w jakiejkolwiek dziedzinie jest tanie. I jeśli zaczynam się w coś bawić to czy naprawdę potrzebuję do tego wszystkich przydasi? Ja w rękodzieło wchodziłam powoli i dawno. Zaczynałam od haftu, potrzebny był teoretycznie kawałek tkaniny, igła i nitki. Babci wykształconej hafciarce wiele więcej nie trzeba było, wzory projektowała sama, haftowała muliną i wełną, ale składu surowców nie prowadziła. Podchodziła do sprawy profesjonalnie, z liczydłem w głowie. A ja się dowartościowywałam zakupami: jak się już dało to hurtem wszystkie tamborki, ramy, lupy i góra pisemek. I w taki sposób się na rękodziele nie zaoszczędzi. Wszędzie czyhaja na nas chętni do ogolenia nas z pieniędzy. Trzeba się na jakiejś dziedzinie już dobrze znać, zeby wiedzie jak się finansowo nie wpuścić w maliny i gdzie schowane są trudności, których tanio nie pokonamy. I dlatego umiejąc szyć nie wdaję się w overlockową robotę. I nawet nie próbuję szyć majtek i staników. Umiejac przekształcać wykroje nie muszę ich wszystkich kupować . Podręcznik kroju dla Zasadniczych Szkół Zawodowych był znacznie tańszy.
Mam w moim buduarze kilka w pełni wyposażonych warsztatów: krawiecki bez overlocka – rósł sobie powoli przez ostatnie 40 lat i teraz to już wiele wkładu poza tkaninami nie wymaga, dziewiarski z bardzo wysegregowanym stasiem uzupełnianym od czasu do czasu ale bez szaleństwa, i warsztat artystyczny, zdecydowanie najdroższy. Bo profesjonalne materiały artystyczne są drogie. I tu ratuje mnie miłość do mediów bardzo trwałych w przechowywaniu. Papier bezkwasowy nie żółknie, akwarele mam niektóre od 40 lat i dalej da się nimi pracować, mimo to kilka lat temu sprawiłam sobie nowe tubki i kosztowały tyle, co biżuteria z brylantami.`Papier akwarelowy jest bardzo drogi, ale niezbędny. Suche pastele się nie starzeją, ołówki też nie. Nie lubię wysychających akryli, farby olejne mam, ale tylko kilka tub, bo i tak kolory mieszam. Całkiem drogie są też książki i pisma, z których można się uczyć nowych rzeczy, wiedza jest kosztowna. Ufność, że wszystko jest w necie jest zgubna. To tyle. Trzeba sobie zadać pytanie, czy możemy bez tego żyć. Ja nie mogę.
A czy to się opłaca? Może i nie, ale w sytuacjach, gdy nie spełnia się norm rozmiarowych – jak moje najmniejsze dziecko poza trzecim percentylem, albo gwałtownie tyjąca ja w swoim czasie- umiejętnosci takie okazują się bezcenne.

EwaD
1 rok temu

Bez drutów dawno bym oszalała, a tak to trzymam się jeszcze w kupie- cytuję z netu za A.Konturek, ale pasuje do mnie jak ulał. I jak to wycenić?

Halina
1 rok temu

Hobby czy konieczność? Robię bo chcę czy robię bo muszę? Taka jest teraz rzeczywistość – materiałów jest dużo, mogę sobie nakupować i coś zrobić, coś zepsuć, nie dokończyć i nie poczuję uszczerbku. Mogę to zaliczyć w koszty nauki. Też myślałam, że skarpet nie będę dziergać, majtek nie będę szyła, ale jak uszyłam bluzkę i została mi tkanina akurat na majtki to zrobiłam to, skarpetki też wydziergałam.
Po co to robię ? Trochę w odpowiedzi na niedostatki w dzieciństwie, trochę bo się nauczyłam i chcę to wykorzystać. Wiem, że Stasie w 3 dziedzinach rosną i wymagają dyscypliny – są to książki, włóczki i tkaniny. Warsztat już mam, nawet podróżny. I ta satysfakcja, że mogę TO zrobić. Wiem jak, mam (prawie) wszystko, co mi trzeba. I co z tego, że zajmie to dłuzej niż planowałam (mam zwyczaj planowania, że wszystko pójdzie idealnie, a potem okazuje się że nie obliczyłam się z czasem).
I po prostu lubię to.

Urszula
1 rok temu

Ja mam zespół niespokojnych rąk. W trybie jesienno-zimowym dziergam do upadłego, czasem szyję. W trybie wiosenno- letnim przekopuję działkę, dziergam, czasem szyję i odnawiam meble (konieczność pracy na świeżym powietrzu z tytułu straszliwego bałaganu i czasami smrodu chemikaliów). Ostatnio odniosłam wymierną korzyść z rękodzieła – koleżanka zachwyciła się czapką, którą miałam na głowie. Zrobiłam więc podobną, rach-ciach szydełkiem, przy turnieju czterech skoczni. w zamian dostałam baniaczek węgierskiego białego wytrawnego wina z kraftowej piwniczki :))))
A tak serio – największą korzyścią jest radość obdarowanych, na żadne pieniadze się jej nie przeliczy. A dziergać i tak będę, bo muszę. Żeby nie oszaleć.
pozdrawiam wszystkich zakręconych:)

Anonimowo
1 rok temu

Nigdy nie liczyłam czy mi się opłaca moje hobby. Dla mnie to co robię i uczę się nowych rzeczy to jest ogromna frajda a ,że nie wszystko mi wyjdzie tak jakbym chciała to już inna sprawa .Wtedy myślę gdzie popełniłam błąd i staram się (sama dla siebie)zrobić to jeszcze raz. No i co z tego ,że mam tyle przydasi ,to są moje zabawki moje skarby i już .Jasne, że też nie raz nie zaglądnę do skarbów i kupuję to co już mam ale to się nic nie zmarnuje. To jest WIELKA SATYSFAKCJA zrobić coś co jest tylko moje a nie z sieciówki. To się wszystko robi kosztem czasu ale jaka to jest frajda .Pozdrawiam Krystyna

Maria2
1 rok temu

Ja  tak samo jak przedmówczynie: siedzę po dziurki w nosie w rękodziele bo inaczej bym pękła a może i umarła.  Szyję, dziergam, maluję, robię kartki, biżuterię, maskotki, odnawiam meble, tapiceruję itp. itd. Wszystkiego mi mało i marzę żeby długo żyć bo mam w planach metaloplastykę, wikliniarstwo, garncarstwo i inne cuda. Moja pazerność pod tym względem nie ma końca.  Nie przeliczam czy mi się coś opłaca zrobić czy taniej będzie kupić. Dla mnie ważne jest, że uwielbiam wszelkie prace rękodzielnicze.
Muszę też powiedzieć, że parę lat temu odkryłam second handy, których przez lata nie trawiłam. Stało się to gdy córka przyjechała z wizyty u kuzyna będącego właścicielem sieci tego typu sklepów. Pozwolił jej wygrzebać sobie co jej się podoba w świeżym towarze. Wszystko co wybrała miało metki, było z dobrych firm i doskonałej jakości. Od tego czasu coś się we mnie odblokowało, odszukałam najlepszy sklep tego typu w pobliżu i chodzę co tydzień „na łowy”. Zdarza mi się kupić coś używanego ale to wyjątkowo i musi mnie czymś mocno ująć. 90 procent to rzeczy nowe, z metkami. Kupuję głównie ciuszki dla wnuka, przydasie do domu, włóczki, torebki i odzież często na przeróbki. Bo bardzo lubię przerabiać, czuję się przy tym jak jakiś zbawca planety dając drugie życie ciuchowi a przy okazji przerabiam go na tyle, że staje się unikatem, pod mój gust i pasuje na mnie idealnie co się rzadko zdarza w gotowej odzieży. W okresie karnawału jest tam mnóstwo strojów dla dzieci na bale przebierańców. Szkoda, że Pimposhka nie może sobie tu pogrzebać, w tych strojach właśnie. Zawsze można dodać coś od siebie bazując na takim kupnym stroju.
Pozdrawiam, Maria2

Anonimowo
1 rok temu
Odpowiedz  Pimposhka

Akurat kaligrafia może być bardzo tania. Pióro Lamy zapewne masz. Można stalówkę pojedynczą dokupić, zeszycików i notesików też pewnie masz kilka w zapasie. Potrzebny taki, który będzie pracował z piórem. Cierpliwość do ćwiczeń trzeba mieć własną 😉

Maria2
1 rok temu
Odpowiedz  Pimposhka

Cóż… trochę za dużo mam ubrań na większe wyjścia a okazji do założenia z wiekiem ubywa, zresztą teraz nawet do teatru mało kto się stroi. No ale jestem przygotowana na wszelkie okazje:)
Teraz masz małe dzieci, pracę, dom, męża, remonty, podróże itd więc z wolnym czasem krucho ale przecież przyjdzie taki moment w życiu, że obowiązków będzie dużo mniej i wtedy będziesz mogła poszaleć:)
m

Anonimowo
1 rok temu

Mnie się wydaje, czy półki w Stasiu dosłownie uginają się pod tymi wszystkimi rzeczami? 🙂

Czerna
1 rok temu

Kilka lat temu w jednym sklepie w Gdańsku zobaczyłam fajny sweter, beżowy, ze strukturalnym wzorem i wplecioną złotą nitką. Skład bez szału, trochę wełny, reszta to wiskoza, akryl i ta metaliczna nitka. Koszt: 800zł. Zrobione przeze mnie, moje dwa najdroższe swetry (jeden to mieszanka merynosa z jedwabiem i kaszmirem a drugi merynos z wielbłądem) łącznie nie kosztowały tyle. Gdybym nie umiała dziergać, nigdy nie miałabym możliwości, żeby nosić wełniane, dobre jakościowo swetry, bo nie wydałabym na nie takiej ilości kasy. A tak mimo tego, że włóczki są drogie, to dla mnie i tak jest to oszczędność, bo mogę mieć “luksusowy towar” w dużo bardziej przystępnej cenie.
A co się tyczy szycia, to szyję tylko takie rzeczy, o których wiem, że w inny sposób będą dla mnie niedostępne (np: letnie, kolorowe bawełniane i lniane sukienki, dopasowane do moich wymiarów. W sklepach sprzedaje się głównie poliestrowe worki udające sukienki). Nie szyję rzeczy, które są łatwo dostępne, tanie, w miarę dobrej jakości, bo wolę te pieniądze przeznaczyć na jakiś specjalny projekt.
Podsumowując, mimo że szycie i dzierganie swoje kosztuje, to dla nie jest to inwestycja w projekty dobre jakościowo, unikatowe i dopasowane do mnie.

Halina
1 rok temu
Odpowiedz  Czerna

Właśnie to – ‘dopasowane do mnie’ jest wartoscią, dla której ja uważam, że warto samemu coś zrobić.

1 rok temu

Tu chyba nie ma reguł. Bo można i drogo i tanio. Ja mam obecnie dwa hobby czyli czytanie i robienie na drutach. Jestem z gatunku tych, co ich hobby kosztuje. Bo można do biblioteki, ale nie – ja muszę mieć dużo i ładnie.
Natomiast z drutami – widziałam prześliczne rzeczy zrobione na tych strasznych drutach po osiem złotych. Nie trzeba używać markerów, można kawałek nitki. Mam sporo drutów i markerów (nie mam jeszcze zestawu drutów, ale się waham) tylko to nie jest kwestia ceny dla mnie, ale przyjemności. No i czy mogę przeznaczyć na tę przyjemność jakąś kwotę i jaką. Nigdy chyba nie patrzyłam na hobby w aspekcie ceny. Teraz, w świecie sieciówek nie ma szans, żeby własna praca była opłacalna. Zrobiłam sobie niedawno torbę z bawełny na drutach, materiały wyszły niedrogo, ale weszłam do Rossmanna, a tam bawełniane torby za dziewięć złotych. No ale ja lubię robić i tyle.

Staram się teraz ostrożnie podejmować decyzje ale i tak zdarzyło mi się nakupić narzędzi i bawełny i filcu do cichych książeczek. Nie moja bajka . Trudno, takie nietrafione decyzję się zdarzają, oby nie za często.

1 rok temu

Moja ciekawosc dotyczącą majtkowego tematu została zaspokojona;)
Tak to wiec to było.
Co do hobby ogólnie. Oprócz czytania książek za ułamek sumy, jaki kosztują, bo najczesciej zbieram je z szaf, rzadko ale jednak jakas kupuje, jak w zeszłym tygodniu, a co 😀 … moim drugim i jedynym rekodzielniczym hobby jest wlasnie tez robienie na drutach.
Robię, co mi tam się uwidzi, dla siebie czy kogoś innego, I tak właśnie jest, że “oplaca” się to w sumie wcale nie, bo już sam material swoje kosztuje, co niektórym oczy otwiera na ceny wełny xkaroetowej, że nie jest to coś takiego wygrzebane w Kauflandzue z kartonowego regału za 99 centów, przynajmniej kiedys, za motek ale prawdziwa “zywa” wełna. I robota, policzyć za godzinę minimalna ustawową płacę.. No nie do wycenienia towar.
Dlatego nie liczę, lecz dziergam, I obdarowuję wyrobami miłe memu sercu osoby.
Inaczej się nie da, moim zdaniem.
Jestem minimalistką, jeszcze większą po blogowym kontakcie z Marzeną, dziewczyna zaimponowała mi niesamowicie, od tej pory dziergam tez najpierw jedno do końca, zanim zacznę drugie…
Moje hobbystyczne wyposażenie to wiec Knit pro z żyłkami plus druty pończosznicze, markery, stopery, ładne i miłe oku nożyczki, ładna torebka na małe dziergadło (od Gackowej:)) ładne doszywki i guziki, i starcza. Dobrze się z tym urządziłam i parcia na więcej nie mam.
Ok, mam też fajna maszynę do szycia, czasami cis na niej zreperuje z naszej garderoby, ale na hobbystyczne szycie daje sobie jeszcze czas. Zdaje mi się, że jakby ten dzień x nastał, to też chyba wszystko na rozpoczęcie nam? Ano, się zobaczy 😉
Twoje torty Pimposzko, to poezja w lukrze, i nie do zaplacenia w pieniądzach. Nie mam pojęcia o cukiernictwie, ale wydaje mi się przynajmniej, że żeby wykonac same te figurki, trzeba mieć trochę tego sprzętu do filigranowego przycinania i rzeźbienia.
Co do majtek jeszcze. Jak jeździłam do Dortmundu na targi rekodzielnicze (oj byłoby to atrakcją i dla Ciebie, wloczki, papiery, materiały, i torty) to widziałam tam zawsze stragan z bielizną, i pania, która szyła majtki i staniki, jak sklepowe, z fiszbinami, haftkami, konkretnymi miseczkami, na wymiar. To byla dla mnie szkoła jazdy, ale jedynie podziwiałam.
Pozdrawiam serdecznie z choróbska, które mnie znowu dopadło.

Asia
1 rok temu
Odpowiedz  Lucy

Ja też podziwiam Marzene, ale jakoś ciężko mi porzucić zbieralnictwo. Może pewnego dnia się uda. Ja mam w domu prawdziwego minimaliste, z krwi i kości od zawsze taki był.
W pewnych sferach już mi się udało przejść na minimalizm- kuchnia.

41
0
Would love your thoughts, please comment.x