Trapią mnie smuteczki, nie wiem czy to przejściowe czy coś poważniejszego. Życie jakby znów mnie przerasta choć obiektywnie rzecz biorąc nic złego się nie dzieje, wręcz przeciwnie. Na razie pozostaje mi obserwować, jak się nie poprawi to chyba będę musiała się umówić do lekarza. Dzisiaj na blogu jeden uszytek, jeden przydaś i jedna historyjka rodzinna.
Zacznę od przydasia. Otóż moja babcia regularnie zasila mi polskie konto drobnymi kwotami z okazji urodzin, imienin itd. Uzbierało się tego trochę i kupiłam sobie w prezencie od babci torbę na robótkę. Kiedyś aktualną robótkę, trzymałam w wiklinowym koszyku ale ten jest obecnie w garażu u teściów w jednym z kartonów. Odkąd doszły szydełka w miejscu gdzie dziergam zrobił się bałagan. W dodatku małe Pimposhki wykazują spore zainteresowanie tym bałaganem i stwierdziłam, że trzeba to jakoś uporządkować. Torbę (oficjalnie jest to torba na projekty szydełkowe) znalazłam oczywiście na Amazonie. Wygląda tak:
Jest dość pojemna, ale raczej nadaje się na trzymanie aktualnej robótki (nawet sporej) niż na przechowywanie zapasów włóczkowych (mata na zdjęciu ma rozmiar A2). Ma dużo kieszonek, które świetnie organizują wszelkie przydasie, a ja mam wszystko pod ręką i nie ma bałaganu. Dodatkowo ma taką klapkę z otworami na włóczkę, pewnie się przydaje jak ma się w domu kota. Jest bardzo poręczna, jedyna wada to taka, że cała torba się nie zapina, więc raczej kwalifikuje się jako torba domowa. Niemniej jednak jestem bardzo zadowolona z zakupu. W środku widzicie moja aktualną robótkę na drutach, ale już niedługo zacznę też szydełkować pierwszego potwora bo parę dni temu przyjechała zamówiona włóczka.
Pozostając w temacie szydełka to mój wujek zrobił lifting jednego z pokoi u siebie w domu. Między innymi kupił nowy okrągły stolik i babcia (która z nim mieszka) ze swoich zasobów wyciągnęła okrągłą serwetkę, którą zrobiła wieki temu. Serwetka jak serwetka ale została zrobiona ze…. skarpet mojego dziadka! Otóż w tamtych czasach trudno było o kordonek a dziadek do munduru nosił białe skarpety. Jak się przecierały to babcia odzyskiwała surowiec :).
A teraz gwóźdź programu, czyli druga miaucząca parka, tym razem dla młodszej P.
W sumie to nie mam nic więcej do napisania, bo kurtka taka sama jak starszej siostry, o szczegółach wykroju można przeczytać tutaj (klik). Jedyna różnica jest taka, że tym razem naprawiłam błędy popełnione przy pierwszej kurtce. Zamiast kolorowej taśmy użyłam czarnej i nie wyłazi już biała nitka po drugiej stronie. No i najważniejsze, że udało mi się zrobić prawidłowo odszycie przy kapturze!!!! Co prawda prułam dwa razy ale się zawzięłam i się udało:
W najbliższych planach mam wreszcie realizację kostki sensorycznej, którą planuję od kilku tygodni. Pierwsza miała być dla Amelki ale niespodziewanie (bo miesiąc wcześniej) urodził się małym Pimposhkom nowy kuzyn i pierwsza kostka będzie zrobiona dla niego. Pewnie będę ją mogła Wam pokazać już w przyszłym tygodniu. O rany! Wracam do korzeni bloga. Zaraz pojawi się krytyka, że za dużo robótek ;). Hi hi hi. Nie, to niemożliwe….! Miłego tygodnia! 🙂
Dzięki! Starsza bardzo lubi pozować, młodsza mniej więc cieszę się, że podwójna sesja się udała.
🙂 Na smutki robótki hi hi
Dzięki Halino, już mi lepiej 🙂
Dzięki dziewczyny. Już jest lepiej, muszę siebie trochę poobserwować bo i tak lekarz od tego zacznie. Myślę, że to jednak przesilenie pandemią, życie w ciągłej niewiadomej jest wyczerpujące.
Dzięki za dobre wajby, działają, już jest lepiej.
No proszę!
A ja się tu obiema rękami podpisuję. Nie zwlekaj, proszę.
Świetne masz modelki do swoich szyciowych sukcesów, Uszate lale jak malowane 🙂
Kiedyś coś pisałaś o depresji, może warto wrócić do komentarzy z tego wpisu? Mam nadzieję, że magnez, witaminy B i D pozwolą ci na podniesienie nastroju, tak samo jak i robótki. Pozdrawiam Halina.
wszystko fajne ale lepiej idź do lekarza nie zwlekaj !Nic wiecej nie napiszę poczekam aż zdasz relację ,że byłaś.Pozdrawiam Krystyna
Pimposhko, trzymaj się, cokolwiek się dzieje, skup się na pozytywach. Nie daj się, pozdrawiam ciepło i ślę dobre wajby.
Wujek mojej przyjaciółki miał odjętą nogę i na ten kikut przysługiwały mu skarpetki z czystej wełny. To były lata 80, sklepy świeciły pustkami, więc wełniane skarpety szły na sprucie i robiło się z nich inne rzeczy, a wujek wkładał inne skarpetki.