Dzisiaj miał ukazać się wpis na inny temat, ale na Simplicite (klik) przeczytałam wpis, który zainspirował rozkminki. Już czytając tytuł 'Moje luksusowe życie’ wiedziałam, że nie będzie o willach z basenem ale o świergocie ptaków. Kiedyś napisałam wpis na pokrewny temat, o tym co dla mnie znaczy być bogatym (klik). Moje wnioski były takie, że jestem bogata nie dlatego, że mam Mercedesa, ale dlatego, że mam samochód, który jest sprawny i doskonale odpowiada moim potrzebom (i nie jest to Mercedes ale Toyota Yaris GR :).
Po przeczytaniu wpisu autorki oraz komentarzy pod nim, zaczęłam się zastanawiać czym jest dla mnie luksus. Mam podobne przemyślenia i generalnie zgadzam się z autorką i komentatorkami, ale…. dla mnie moim największym luksusem są moje dzieci.
Dzieci idealnie wpisują się w definicję dobra luksusowego. Wszak kosztują kupę kasy i w dodatku każde jest absolutnie unikatowe i jedyne w swoim rodzaju. No i 'porządne’ dziecko wymaga sporo rzemieślniczego wysiłku, podobnie jak luksusowe skórzane torebki od Fendi. Mało tego, pojawienie się dzieci w domu mnoży luksusy. Zrobienie siku w samotności, prysznic raz na dobę, ciepła kawa, samotna wyprawa do Biedronki stają się również dobrem luksusowym. Oczywiście trochę się tutaj śmieję i nawet trochę przez łzy. Faktem jednak jest, że luksus rzadko pojawia się w kontekście dzieci, za to dużo częściej w kontekście ewidentnie bezdzietnym.
Piszę to trochę na przekór, bo zauważyłam, że od kilku dobrych lat rodzicielstwo, a macierzyństwo w szczególności, mają bardzo złą prasę. Po latach pierdzenia tęczą i bezkrytycznego przekonywania, że bycie matką to absolutnie najlepsza rzecz jaka może się przytrafić kobiecie w życiu, sytuacja odwróciła się o 180 stopni. W mediach rządzą kobiety bezdzietne z wyboru, które wcześniej krytykowane za egoizm teraz odbijają piłeczkę.
Nie zliczę ile już przeczytałam artykułów napisanych przez bezdzietne kobiety o tym, jakie mają cudowne życie właśnie dlatego, że nigdy nie zostały matkami. Są szczupłe, bardzo zadbane, w świetnych ubraniach, zazwyczaj obfotografowane w jakimś egzotycznym miejscu z przystojnym (i często młodszym) partnerem (nie mylić z mężem) u boku albo jakimś rasowym psem. To są też zazwyczaj kobiety, które zawodowo odniosły sukces, są majętne, wpływowe, oczytane, inteligentne, bywające i z szerokim kręgiem przyjaciół i znajomych.
Czytałam też artykuł, w którym wywiadu udzieliło kilka par, w wieku tak 60+ o tym, jak bardzo się cieszą, że nigdy nie mieli dzieci, bo teraz mają czas dla siebie i kasę (która inaczej poszłaby na dzieci) aby podróżować. I nie muszą, jak sąsiadka, latać za wnukami. Bycie rodzicem nie oznacza, że trzeba wydać oszczędności życia na mieszkanie dla dzieci. Bycie dziadkami nie oznacza, że trzeba się regularnie opiekować wnukami. Zapytajcie moich rodziców. I jeszcze nie spotkałam żadnego rodzica, który powiedział 'Gdybym nie miał dzieci to bym jeździł Teslą, ale ze mnie głupol!’.
Tak jak kiedyś bezdzietne kobiety były bezdusznymi karierowiczkami, tak dzisiaj matki to kobiety wiecznie zmęczone, urobione, zaniedbane, grube, bez kariery. To kobiety, które na wychowywanie dzieci poświęciły swoje najlepsze lata a teraz, kiedy dzieci podrosły to nawet nie pamiętają, kim są i czego chcą. Kobiety mają w dzisiejszych czasach ogromny wybór życiowych opcji. Jeśli możesz być pilotką samolotu albo kapitanką łodzi podwodnej, musisz być idiotką aby pchać się w pieluchy. Bycie rodzicem to obecnie bardzo nieatrakcyjna opcja w wachlarzu nieskończonych możliwości. Wkurza mnie, że posiadanie dzieci stało się właśnie tylko jedną z opcji, jakie można współcześnie wybrać. To czy zostanę rodzicem czy nie, rozpatrywane jest w takiej samej kategorii, czy kupić to mieszkanie na kredyt albo czy studiować zootechnikę czy jednak biologię. I w domyśle, jeśli wybierzesz pieluchy to zamykasz sobie drogę do czegoś innego, zazwyczaj bardziej ekscytującego.
Tak naprawdę ludzi, którzy absolutnie nie mają żadnego instynktu rodzicielskiego jest bardzo mało i jest to biologiczny ewenement. Większość ludzi bezdzietnych z wyboru to osoby, które nie chcą albo boją się odpowiedzialności jaką niesie ze sobą posiadanie dzieci, nie chcą takiej ogromnej zmiany w swoim życiu albo są tak emocjonalnie zniszczeni przez swoich rodziców, że nie czują się psychicznie na siłach aby być rodzicem. I stąd mamy dzisiaj wysyp par, które zamiast dziecka mają psa albo kota.
Te lęki i obawy są dodatkowo podsycane przez dzisiejszą narrację w mediach, że macierzyństwo i rodzicielstwo są ogromnie trudne i niewdzięczne. Koszt posiadania dzieci, porody jak z horroru, brak miejsc w żłobkach i przedszkolach, wykluczenie z rynku pracy, problemy emocjonalne dzisiejszych nastolatków, wreszcie niepewna klimatyczna przyszłość świata. To oczywiście wszystko prawda, ale jest to tylko jedna strona medalu. Dodatkowo media społecznościowe i fora dla rodziców robią swoje, wywierając dodatkowo presję bycia idealnym rodzicem od pięknie urządzonych dziecięcych pokoików, po porady jakich pieluch używać, jak prawidłowo stymulować rozwój fizyczny, psychiczny i emocjonalny, czym karmić (tylko marchewka bio), do jakiego przedszkola posłać, do jakiej szkoły itd. Od samego czytania człowiek chce sobie podwiązać jajowody.
I to działa. Otóż kiedy czytam artykuły napisane przez dzisiejszych trzydziestolatków o tym, dlaczego nie mają dzieci to wyłania się dość przygnębiający obraz. Oni po prostu nie wiedzą, czy tych dzieci chcą. Na takiej samej zasadzie, jak nie wiedzą czy mają ochotę zjeść dzisiaj na kolację sushi czy steka. Najczęstszym argumentem jest, że lubią swoje życie takie jakie jest i nie chcą niczego zmieniać, że lubią swoje podróże zagraniczne cztery razy do roku (więc ich na dzieci nie stać) i małe wynajęte mieszkanie w samym centrum Londynu. Dziecko oznaczałoby zbyt wiele zmian i wyrzeczeń. Dodatkowo widzą swoich znajomych, którzy mają dzieci, wyprowadzili się na przedmieścia i jedyne o czym teraz rozmawiają to ostatni odcinek bajki 'Bluey’ (swoją drogą świetnej!). Ponieważ młodzi ludzie mają teraz tyle różnych opcji, to coraz częściej widzą posiadanie dzieci przez pryzmat tego co tracą, a nie tego co zyskują. Pamiętam zdjęcie na Instagramie dziewczyny w wannie. Napisała, że jest bezdzietną z wyboru bo lubi długie kąpiele, a gdyby miała dzieci to musiałaby z nich zrezygnować. I pomyślałam sobie, kto Ci takich głupot nagadał dziewczyno?
To nie jest wpis o tym, że ludzie powinni mieć dzieci. To nie jest wpis o wyższości (bądź nie) macierzyństwa nad bezdzietnością z wyboru. Jestem przekonana, że gdybym nie miała dzieci moje życie nie byłoby ani puste ani smutne. Na pewno miałabym wiele ciekawych hobby, sporo bym podróżowała, miałabym ładny dom. Zaraz, zaraz przecież tak właśnie wygląda moje życie!!
To jest wpis o tym, że macierzyństwo i bycie rodzicem to nie jest coś, co wybieramy z menu na nową drogę życia. To nie jest tak, że jeśli zamówisz sushi to już nie zjesz steka. Dzisiejszym dwudziestolatkom i trzydziestolatkom może się wydawać, że posiadanie dzieci nie jest dla nich, bo tak im mówi telefon. A za trzydzieści lat będą czuć, że czegoś im brakuje, i że ktoś ich zrobił w konia. Zapytajcie się starszych osób, które większość swojego życia przeżyły, co jest według nich najważniejsze…..*
To jest wpis o tym, że chcę aby moje córki i dziewczynki w mojej rodzinie wiedziały, że bycie rodzicem, to nie jest coś za coś. Chcę aby wiedziały, że nie muszą wybierać między macierzyństwem, a czymś dużo bardziej ekscytującym. Bycie rodzicem jest niesamowicie trudne i czasami bywa niewdzięczne, ale jest też absolutnie cudowne, niesamowicie rozwijające i naprawdę luksusowe. Chcę aby moje córki wiedziały, że mogą doświadczyć trudów i radości macierzyństwa i mieć fascynujące, ciekawe życie pełne przygód. Tak jak ich mama, i tak jak ich babcia.
*Dzisiaj są moje imieniny. I wczoraj zadzwoniła z życzenia moja Babcia. Zebrało jej się na wspominki, że żyje tyle lat, i że ponad 30 lat jest już wdową, ale że fajnie, że ma synów bo się nią opiekują. Ponieważ byłam w trakcie pisania tego bloga, spytałam się Babci co jest w takim razie według niej najważniejsze w życiu. I co mi odpowiedziała? Że dbanie o siebie, aby jak najdłużej żyć…także…bombelki może nie zawsze są najważniejsze :).
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Świetny wpis Pimposhko, ustosunkuję się na pewno zwłaszcza że ja zostałam matką mając 37 lat.
Czekam z niecierpliwością!
Dziecko jako dobro luksusowe to jest bardzo trafna i nowatorska koncepcja. Też mam dwa unikatowe egzemplarze. Kosztowały mnie mnóstwo… wszystkiego. No ale kto bogatemu zabroni? 😉
Ha ha świetny komentarz!
Kurcze, ja mam trzy i też Magdalena jestem:-)) Magdaleny tak mają i już. :-))))
Aja Wam coś powiem dziewczyny, ja mam na drugie Magdalena. Przypadek? Nie sądzę hi hi hi
Bardzo ciekawy wpis. Jestem kobietą luksusową, mam dwoje dzieci dwóch wnuków. Dzieci nie ograniczały mnie w osiąganiu zawodowych celów. Bywało trudno – finansowo, logistycznie, czasowo i emocjonalnie. Jednak dałam radę przy ogromnym wsparciu mojego męża. Wspólnie zrealizowaliśmy marzenie o własnym domu i w miarę godziwym życiu. Osiągnęliśmy to ciężką pracą, czasem kosztem wyrzeczeń (bo te w życiu zawsze będą, bez względu czy mamy dzieci czy nie), za to jak to teraz smakuje! Nadal jestem aktywna. Teraz, gdy dzieci mają swoje rodziny, jeszcze bardziej rozwijam swoje pasje, więcej podróżuję, prowadzę ciekawe zbycie. I tak, jestem bardzo bogata, bo mam to, co dla mnie najdroższe – miłość moich dzieci i wnuków.
I mam nadzieję, że ja też takie kiedyś będę miała.
cyt. „To jest wpis o tym, że macierzyństwo i bycie rodzicem to nie jest coś, co wybieramy z menu na nową drogę życia. To nie jest tak, że jeśli zamówisz sushi to już nie zjesz steka. Dzisiejszym dwudziestolatkom i trzydziestolatkom może się wydawać, że posiadanie dzieci nie jest dla nich, bo tak im mówi telefon. A za trzydzieści lat będą czuć, że czegoś im brakuje, i że ktoś ich zrobił w konia. Zapytajcie się starszych osób, które większość swojego życia przeżyły, co jest według nich najważniejsze….”.
Myślę, że sama sobie zaprzeczyłaś Pimposhko i trochę „za daleko pojechałaś”, strywializowałaś temat. Dla mnie to zdanie jest zaprzeczeniem poprzedniego zdania o dotyczącym wyższości (bądź nie) macierzyństwa nad bezdzietnością z wyboru.
Ja to odebrała, że próbujesz chyba jednak pokazać wyższość macierzyństwa nad niemacierzyństwem.
Mam koleżanki, które po prostu nie chcą mieć dzieci. I nie mówi im o tym telefon. To one dokonały takiego wyboru. ŚWIADOMEGO wyboru. Często wspólnie z mężem czy partnerem. I taka decyzja wcale to nie oznacza, że musi im czegoś, kiedyś brakować. Że poczują się oszukane, bo przez kogo? Przez siebie?
Mam koleżaki, które wydały po kilkadziesiąt tysięcy złotych (i więcej), by być matką, często biorąc pożyczki. I to też jest ok. I matką zostały. Są też takie, którym to nie zostało dane.
Mam koleżanki, które żałują, że zostały matkami. I to też jest ok.
Dajmy sobie prawo wyboru.
No, nareszcie jakaś dyskusja! Cały dzień na to czekam. Oczywiście masz rację, osobiście uważam, że lepiej jest mieć dzieci, niż nie mieć. Ale to moje zdanie i tak jak piszesz każdy ma wybór. Nie piszesz ile Twoje koleżanki mają lat. Mnie chodzi o to, że odnoszę wrażenie, iż tzw. dzisiejsza młodzież jest teraz bombardowana bardzo negatywnym obrazem rodzicielstwa i na tej podstawie podejmują decyzje o swojej przyszłości. Jeśli twoja koleżanka ma dzisiaj 40 lat, a decyzję o nie posiadaniu dzieci podjęła np.10 lat temu w wieku 30 lat to ja nie piszę tutaj o niej. A czy mają psa albo kota?
Jedyna 'wyższość’ rodziców nad bezdzietnymi jaka przychodzi mi do głowy jest taka, że Ci pierwsi też kiedyś byli bezdzietni, więc mają szersze pole widzenia.
I myślę jeszcze, że wiele osób z czasem czują się oszukane przez siebie i swoje wcześniejsze decyzje. Nie tylko odnośnie rodzicielstwa, ale emigracji, wyboru zawodu, wyboru partnera itd. Takie po prostu jest życie. I żeby było jasne, absolutnie nie zachęcam do robienia dzieci 'na zapas’ na wypadek gdyby potem człowiek zmienił zdanie 😉 Choć mrożenie jajeczek stało się w ostatnich latach bardzo popularne w UK.
Ja trochę inaczej odczytałam ten post – że ostatnio bezdzietność jest kwestią mody, a nie rzeczywistego wyboru. Nie chodzi to, że ktoś nie chce mieć dzieci, bo ich nie lubi, bo ludzi i tak jest za dużo, bo z różnych względów dzieci mieć nie powinien. Chodzi o to, że część bezdzietnych teraz nie ma czasu, bo kariera, rozwój itp. a po czterdziestce jednak dojdą do wniosku, że fajnie byłoby mieć dziecko. Część boi się nadmiernych wymagań stawianych matkom, problemów z pracą i w pracy. Część nie chce być widziana jako roszczeniowa madka z kaszojadem czy wręcz gówniakiem, chociaż jest zwykłą, rozsądną i asertywną osobą. I jest spore prawdopodobieństwo, że te osoby będą w przyszłości żałowały, że jednak wcześniej na rodzicielstwo się nie zdecydowały.
Może i mody, ale mnie bardziej chodziło o taką ogólną narrację, że bycie rodzicem to tylko jedna opcja w całego wachlarza a mnie się wydaje, że ta decyzja jest dużo ważniejsza (choćby ze względu na czas) niż inne ważne życiowe decyzje.
W zasadzie to są dwie opcje. Jesteś rodzicem, albo nie. Drugi zestaw opcji, niekoniecznie pokrywający się – wychowujesz dziecko (biologiczne lub nie),albo tego nie robisz (bez względu na to, czy dzieci masz, czy nie).
I zgadzam się, że to powinna być ważna decyzja. I ze względu na czas i ze względu na stopień wpływu na cudze życie – zwłaszcza dziecka, ale również partnera/partnerki.
Pozostałe opcje (praca, kariera, nauka, podróże, hobby itp.) są opcjami pobocznymi. Owszem, dziecko czasem znacznie je utrudnia, ale przecież nie zawsze. A czasem nawet otwiera nowe drzwi w rozwoju.
Czasem otwiera nowe drzwi w rozwoju? Ja jestem osobą bardzo rozwojową i uważam, że bycie rodzicem to jedno z najbardziej rozwojowych zajęć w życiu. Tak, często się mówi, że dziecko wiele utrudnia ale nie mówi się o tym, że budowanie super kariery jak się nie ma dzieci też nie jest łatwe i wymaga poświęceń. Ale to są tematy na zupełnie inny wpis 🙂
Święte słowa jak by to babcia powiedziała i ja też tak mówię .Mam koleżankę ,która mimo wielu prób dziecka nie ma ale zajmuje się bratankami i pogodziła już się z tym ale to jest zupełnie inna sytuacja. Wybór, że wolę być sama wynika tylko i wyłącznie z chęci przeżycia życia bez zobowiązań ale to się na starość źle kończy. Znam takie przypadki i nie dam się przekonać, że bez dziecka jest fajniej -jest tylko do czasu. Z dziećmi bywa różnie są kłopoty i radości i wielka odpowiedzialność ale to bardzo ubogaca nas samych i nas uczy życia. Dzieci dorosną i pójdą swoją drogą ale dopóki są z nami to jest największy skarb i coś wspaniałego .Może to są same banały co piszę ale nie chcąc urazić singielki nie mogę pisać dosadniej. Cały trud włożony w wychowanie dzieci to jest coś co trzeba przeżyć kto tego nie rozumie to ma pecha. Te wszystkie przytulanki i buziaki i wielkie troski małych ludzi czy to nie jest cudowne. Nie pięknie umeblowane pokoiki ale to ,że kochają nas bezgranicznie to jest coś co jest super luksusem i tego się będę trzymać.Pozdrawiam Cię serdecznie Krystyna.
Ja też jeszcze nie spotkałam nikogo, kto na stare lata by się cieszył, że nie ma dzieci. Mi jest smutno, że to wszystko co tak ładnie opisałaś dziś dla młodych ludzi nie jest wartością, nie jest czymś o co warto się starać może trochę bardziej, niż o wszystko inne.
A mnie to jest czasami smutno, jak tak sobie patrzę na niektóre dzieci (często w formie osób dorosłych). Jest mi wtedy smutno, że ich rodzice zdecydowali się zostać rodzicami.
Tak, znam to uczucie. Znam takiego człowieka, który miał dość smutne dzieciństwo (klasyczyny przypadek, mama złapała tatę 'na dziecko’). Ten człowiek zamiast to jakoś przepracować lubi się w tym taplać. Człowiek sam jest rodzicem i robi swojemu dziecku dokładnie to samo. Patrzę i jest smutek, ale co zrobisz?
P.S. Ale dodam, że znam też takiego człowieka, który byłby świetnym rodzicem ale nie będzie bo się boi zobowiązania i wtedy też czuję smuteczek,
A ja myślę, że pragnienie/brak pragnienia bycia rodzicem to bardzo prywatna sprawa i nie mamy prawa oceniać innych. Znane nam osoby, np. Grażyna Torbicka, Aleksandra Kwaśniewska, Agata Buzek, zawsze ucinają temat. Jeśli ktoś argumentuje kąpielą w wannie, to chyba żartuje.
Oczywiście, że tak! To jest bardzo prywatna sprawa i absolutnie się z tym zgadzam. Mój wpis jest o dzisiejszej narracji jaka otacza bycie rodzicem. Nie wiem czy ktoś żartował, czy nie. A może tym wpisem chciała właśnie dać do zrozumienia, że to niczyj biznes i jak ona chce kąpiele w wannie zamiast dzieci to może i nikomu nic do tego?
Twój pogląd jest (szczerze) subiektywny, to też subiektywnie skomentuję.
Gdybamy, gdybamy, a i tak, co los przyniesie, z tym trzeba będzie żyć (zmierzyć się z sytuacją albo od niej uciec). Nie znam ludzi, którzy podejmują poważne życiowe decyzje na podstawie artykułów i szeroko pojętego przekazu medialnego. Najmocniej chyba wpływają obserwacje bliskiego otoczenia i to, czy spotkamy osobę, z którą rozwijanie rodziny wydaje nam się dobrym wyborem (z wzajemnością). I w tym momencie układanka zmiennych się nie kończy, a nawet u osób nastawionych prodzieciowo jeszcze wiele może się źle zdarzyć (na przykład choroba cywilizacyjna – niepłodność).
Nie mam dzieci, ale to nie był w 100% mój wybór, poczyniony nad kolorowym pismem kobiecym. Tak, dzieci są luksusem. I jak to luksus – nie dla każdego dostępnym.
Masz oczywiście rację. Tak jak napisałam, to nie jest wpis o tym, czy warto mieć dzieci czy nie (i często to jednak nie jest nasz wybór niestety). Chodzi mi o dzisiejsze postrzeganie rodzicielstwa/macierzyństwa i to, że jest niepotrzebnie negatywne. Tak jakby to wahadło 'macierzyństwa bez lukru’ wychyliło się trochę za bardzo w drugą stronę.
Jako młoda matka z bliźniętami często słyszałam od obcych, to to tragedia i katastrofa. Zawsze głośno odpowiadałam, że tragedią jest, gdy ludzie chcą mieć dzieci, a nie mogą. A nie wtedy, gdy urodzi się jedno więcej i w dodatku wszyscy są względnie zdrowi.
Masz bliźnięta!!!!??? O matko, współczuję! Hi hi nie, nie oczywiście żartuję 🙂
Też czasami sobie współczułam
A tak poważniej, to chyba łatwiej ogarnąć bliźnięta niż dzieci rok po roku. Przynajmniej potrzeby i możliwości mają podobne
Pimposhko, nie powiem poczułam się bardzo luksusowo po przeczytaniu Twojego wpisu. Ty to potrafisz człowiekowi zrobić dzień:-)))) Ja mam poczucie, że nikogo nie można zmuszać do zostania rodzicem- albo się do tego dorasta … albo wpada jak śliwka w kompot i jest się szczęśliwym.
Hi hi cieszę się, kurczę, bo za mało mówimy jaki to luksus te nasze dzieciaki! Ale zmuszać nie można, masz rację. Zresztą jak tu kogoś zmuszać? Ale samemu zmuszać się też nie wolno. 🙂
Popieram ten wpis e całej rozciągłości i zgadzam się z Panią w 100%.Sama mam 2 corki już dorosłe ale ich Narodziny to był największy Cid ,który wydarzył się w moim życiu. Pozdrawiam i czekam na kolejne super wpisy. A z okazji minionych Imienin życzę Pani Wszystkiego najlepszego.!!!!
Dziękuję Pani Grażyno! No właśnie, z tymi życzeniami na blogu to Pani pierwsza jest 🙂