1 Parliament Street

Po okropnym tygodniu w pracy, miałam tydzień równie zakręcony, ale o wiele bardziej satysfakcjonujący. Survey ponownie działa, ale trzeba posprzątać ten bałagan i to jeszcze trochę potrwa. Dzisiaj jednak napiszę Wam o mojej dwudniowej wizycie w Londynie. Gdzie mnie jeszcze nie było, a najwyższa pora? W parlamencie! Ale od początku. 

W środę rano zawiozłam małe Pimposhki do szkoły, zaparkowałam samochód na dworcu i pojechałam do Londynu. Pierwszy przystanek to firmowe biuro, poranne spotkanie z dostawcą CATI, potem lancz (koło biura jest moja ulubiona sieciówka sushi), potem spotkanie sztabu kryzysowego. Rozdzielenie zadań. Potem siup do metra do stacji Westminster i meldunek w hotelu, zaraz koło Westminster Abbey. Szybki, chłodny prysznic, bo w Londynie było tego dnia 22 stopnie a ja nie byłam odpowiednio ubrana na taką pogodę. A potem 8 minut spacerem do 1 Parliament Street, jednego z parlamentarnych budynków. 

Nie mam zdjęć ze środka, bo oczywiście nie chciałam robić wiochy. Generalnie zostałam zaproszona na posiedzenie klubu parlamentarnego, poświęconego studentom z zagranicy. W UK trwa obecnie mała wojna między rządem a uniwersytetami. Otóż rząd chce zmniejszyć imigrację, co najłatwiej zrobić ograniczając wizy dla studentów, za to rektorzy liczą na zagranicznych studentów, bo można im aplikować niebotyczne czesne co ratuje uniwersyteckie budżety. Czesne dla studentów krajowych wynosi 9 tysięcy funtów za rok, jest ustalone odgórnie i nie zmieniło się od lat.

Brałam udział w panelu, razem z innymi ekspertami: Home Office (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych), Office for National Statistics (GUS), Department for Education (Ministerstwo Edukacji) i British Council. No i Pimposhka reprezentująca Agencję Statystyczną dla Wyższej Edukacji. Siedziałam koło najprawdziwszego lorda, zauważyłam, że na spinkach od mankietów na herb. Zapytałam się więc, do jakiego koledżu uczęszczał. Niech sobie nie myśli, że wypadłam sroce spod ogona. Okazało się, że Sindey Sussex w Cambridge, ups! Całe spotkanie było bardzo miłe, trwało około dwóch godzin. Spotkałam kilku starych znajomych, nawiązałam kilka nowych znajomości, zobaczyłam po raz pierwszy na żywo kilka osób, której do tej pory znałam tylko ze spotkań online. 

Sam budynek i sala spotkań były zdecydowanie mało imponujące. No może poza zasłonami, które miały utkane logo parlamentu. Na wejściu była ochrona jak na lotnisku, trzeba było przejść przez bramkę do wykrywania metalu, plecak przejechał przez skaner, a potem jeszcze przechodziło się przez taką specjalną śluzę. 

Zapisuję to sobie w pamięci jako bardzo fajne doświadczenie i mam nadzieję, że będzie takich więcej. Spotkanie skończyło się o 18:00, a o 18:30 miałam rezerwację w chińskiej restauracji nieopodal. Chciałam uniknąć knajpy pełnej westminsterskich garniaków. Bardzo przyjemne miejsce, bez nadęcia, prowadzone przez rodzinę, a nie sieciówka. Pyszne jedzenie. Zjadłam zupkę wonton i pikantną wołowinę, czyli mój standard. Nowością były za to łodygi brokuła w formie małych sześcianów. Pyszne! Udany dzień zakończyłam dżinem z tonikiem w hotelowym barze i książką. 

Następnego dnia, po śniadaniu, znowu metrem przemieściłam się w inne miejsce, równie napompowane testosteronem co Westminister, czyli dzielnicę finansową City. Tam zostałam zaproszona na konferencję, i była to chyba moja pierwsza prezentacja 'na żywo’ do dużej sali od czasów pandemii. Oh jak ja lubię tak gadać. Prezentacja poszła mi świetnie, publika śmiała się z moich żartów, miałam wiele fajnych, konstruktywnych pytań oraz podziękowań. No i pięć nowych 'znajomych’ na LinkedIn. 

Churchill z samego rana

A potem zabrałam swój zmęczony tyłek do domu. Wiecie co? Nie lubię już spać poza domem i być daleko od rodziny. Kiedyś to było fajne, hotel, przespana noc, bez dzieciaków, room service ze śniadaniem, ale teraz mnie to już nie rajcuje. Robię się stara i wolę własne łóżko. Niemniej jednak miałam super dwa dni, dałam z siebie wszystko i mam z tego wielką satysfakcję.

Człowiek zmęczony, ale szczęśliwy. (Bluzka z Riska)

I choć czasem tęsknię za moją spokojną pracą statystyka w Oxfordzie, to umówmy się, jedyne miejsce, w które mnie Oxford wysłał w ciągu ostatnich kilku lat był sąd pracy (w charakterze świadka), także…. powrót do pracy w sektorze to była bardzo dobra decyzja. 

Życzę Wam miłego tygodnia!


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok? 

Subscribe
Powiadom o
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna
3 miesięcy temu

Budzisz mój podziw i szacunek! Brawo Ty!!!

Maria
3 miesięcy temu

Gratulacje! Właściwy człowiek we właściwym miejscu!

Alex
3 miesięcy temu

Bylam raz w Parlamencie w Londynie, przy plecaku mialam malutka przypinke i mi ja przy kontroli zabrali, bo miala szpileczke malenka, ktora sama nie wiem co moglam komukolwiek zrobic 😀 Na odprawie na lotnisku ta przypinka przechodzila bez problemu. Za to w Parlamencie zostawiono mi napoj z plecaka, ktory na lotnisku by nie przeszedl, bo byl wiekszy niz 100ml 😀 Niestety, za duzo sie nie nazwiedzalam, mialam miec spotkanie z MP, ale wyslala tylko jakichs swoich dwoch sekretarzy, rozmawiali ze mna na tym holu na dole, wiec nawet po schodach nie dane mi bylo sie przejsc. A hol niczego sobie, ogromny 🙂 Pozdrawiam

By Pimposhka
6
0
Would love your thoughts, please comment.x