Co za tydzień!!??!!!

Nasz Halloween wyglądał dokładnie tak:

Ale od początku. Wszystko zaczęło się w sobotę. Odwiozłam ojca na lotnisko, a jak wróciłam do domu to młodsza P. była jakaś niewyraźna. W niedzielę rano było już jasne, że to kolejna angina. Ponieważ w poniedziałek jechałam na cały dzień do Londynu to zorganizowałam wizytę u lekarza po godzinach. Nie chciałam zostawiać Jona z dziećmi i wizją umówienia jej do lekarza w przychodni. 

Na stronie NHS wpisałam jej objawy i po kilku godzinach dostałam smsa, że mam się stawić w klinice koło szpitala. Tam pusto, wejście o czasie, sympatyczny lekarz i wyszłyśmy od razu z antybiotykiem, więc odpadło nawet jeżdżenie po aptekach. Byłam spokojna, że Jon ma wszystko czego potrzebuje, a ja mogę jechać na służbowe spotkanie. 

To było spotkanie na szczycie i zupełnie niespodziewanie natknęłam się tam na dużego szefa z mojej pierwszej pracy w Yorku! Nie widzieliśmy się 14 lat więc to była faktycznie niespodzianka. Czasem czuję, że przez te 12 lat w Oxfordzie byłam jakby zamknięta w ładnie rzeźbionej, dębowej i zabytkowej szafce. Cieszę się, że znowu pracuję na szczeblu krajowym w nieco bardziej nowoczesnych wnętrzach i technologii.

Przy okazji zrobiłam zdjęcia sklepiku świątecznego w biurze w Londynie:

W drodze powrotnej zatrzymałam się na Oxford Street. W planach miałam kupno kilku ubrań dla siebie. Wpadłam nawet do Liberty popatrzeć sobie na ich materiałki. Jak to się skończyło? Bólem głowy. Nie jestem w stanie sobie kupić żadnego ubrania. To przestaje być śmieszne, bo powoli naprawdę nie mam się w co ubrać. Jedyne co kupiłam to miśka w Hamleys dla chorej młodszej P. 

We wtorek młodsza P. została jeszcze w domu, a starsza po szkole poszła na zajęcia z tańca i akrobatyki, jak zawsze. Ostro przygotowują się do świątecznych show. Była 18:00, szykowałam kolację, Jon już po nią pojechał kiedy dostałam telefon ze szkoły tańca, że młoda się chyba połamała! Dwadzieścia minut poźniej całą rodziną byliśmy w największym koszmarze rodzica, czyli A&E (SOR) w godzinach wieczornych. Na szczęście złamany łokieć otworzył wszystkie drzwi i nie musieliśmy czekać w żadnej kolejce. Weszliśmy od razu. Starsza P. dostała fentanyl, miała zrobione prześwietlenie, została obejrzana przez chirurga ortopedę i o 20:00 miała już założony gips. 

Potem czekaliśmy dwie godziny na karetkę do Oxfordu, bo niestety konieczna była operacja, a w naszym szpitalu zepsuła się winda na oddział pediatryczny(!). To był nasz pierwszy raz w karetce. 

W Oxfordzie mają specjalny oddział ratunkowy tylko dla dzieci. Dojechaliśmy tam o północy. Na panią chirurg czekałyśmy 45 minut, ale od momentu jak się pojawiła do momentu, kiedy młoda trafiła na stół operacyjny minęło zaledwie 40 minut. 

Jedyne dobre w tym wszystkim było to, że młoda miała operację dwa miesiące temu, więc była spokojna, bo wiedziała co ją czeka. Plus była na morfinowym haju, co pewnie też pomogło. Ja z sali anestezjologów poszłam prosto na oddział pediatryczny. Była druga w nocy i z wielką ulgą dostrzegłam kątem oka leżankę dla rodzica! Młodą przywieźli o czwartej nad ranem, operacja przebiegła zgodnie z planem.

O 7 rano był obchód, potem obserwacje, spacerek, siusiu, śniadanie, przyjechał Jon, lancz, o 13:00 wypis i byliśmy w drodze do domu. Starsza P. ma wielki gips, z którym będzie chodzić jeszcze przez kolejne dwa tygodnie (w łokciu ma druty) a potem się zobaczy. 

W czwartek byliśmy jeszcze porządnie śnięci. Kupiłam w Primark kilka tanich ubrań i przerobiłam je na ‘gips fashion’ za pomocą overlocka. W piątek starsza poszła do szkoły i to był jedyny dzień w zeszłym tygodniu, kiedy nie mieliśmy dziecka w domu próbując przy tym pracować. Jesteśmy wykończeni.

W wolnym tłumaczeniu Pimposhki: Bycie rodzicem to jak wyskoczyć z samolotu z ludźmi, którzy nie umieją otworzyć spadochronu. Więc zamiast otworzyć swój, pomagasz im. Potem uderzasz o ziemię, ale nie umierasz. Wstajesz i musisz ugotować obiad. 


Zeszły tydzień oddzielam więc grubą kreską. Ten weekend to przede wszystkim relaks oraz dbanie o zdrowie. Więc pyptam rosoły, robię koktajl ze szpinaku i wyciskam sok z selera. Przyda się nam wszystkim trochę witamin. Odpoczywam też manualnie. Uszyłam sobie barchanki po domu. To kolejne Hudson Pants, tym razem z grubej dresówki z miśkiem od środka. Niestety ta dresówka nie do końca nadaje się na taki krój spodni, które są mocno przy ciele, a dresówka jest gruba i raczej mało rozciągliwa. 

Świadoma tego skroiłam większy rozmiar niż zwykle. Okazały się być za krótkie, więc zrobiłam im przedłużkę. Szwy puściłam po prawej stronie aby wygodniej się nosiło. Takie są dizajnerskie ;). 

Do kompletu mam sweter, 100% wełny, który kupiłam za pięć funtów w lumpie. Jest cieplutki i minimalnie podgryzający czyli tak jak lubię najbardziej. Strój po domu jak ta lala, jestem gotowa na mrozy. 

Sweter był jak nowy. Teraz już się trochę zmechacił bo noszę go codziennie. Uwielbiam!

Za tą dresówkę z miśkiem zapłaciłam 33 funty, razem z kosztami przesyłki i… przepłaciłam (klik). W praniu prawa strona oblazła miśkiem z tej lewej i nijak się tego nie dało usunąć poza ręcami (białe kulki widać na zdjęciach). A sama dresówka już w kilku miejscach się zkulkowała choć portki miałam na sobie tylko kilka razy. Nie będą to moje ulubione spodnie, ale zimę w nich przelatam.

Bardzo powoli wygrzebuję się już z breloczków. Zamówiłam też kolejne materiałki, w tym pięć metrów czarnej satyny(!). Skoro nie mogę sobie nic kupić w sklepie, to trzeba na poważnie zabrać się za szycie dla siebie. Satyna na zimę jest wszak bardzo praktyczna 🙂

Przede mną kolejny intensywny tydzień: nadrabianie zaległości w pracy, dwudniowa konferencja w Londynie, a w szkole wywiadówki. Grunt to pamiętać o dobrym śniadaniu:

Życzę Wam miłego tygodnia. Oby był łatwiejszy niż mój!  


Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?

Subscribe
Powiadom o
15 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowo
6 miesięcy temu

Wspołczuję ale z własnego doświadczenia wiem, że dzieci to choroby i wypadki.Fajnie że jesteś dzielna! Myśle o tobie i panienkach cieplutko! Ula

Asia
6 miesięcy temu

Współczuję. Serce krwawi gdy coś złego dzieje się z dziećmi naszymi. Trzymaj się.
Mój syn złamał wczoraj środkowy palec u lewej ręki podczas meczu siatkówki. Na szczęście jest to tylko pęknięcie, obyło się bez operacji. Teraz poszedł na siłownię, nie wiem jak będzie ćwiczył i co będzie trenował. Niby jest dorosły.

6 miesięcy temu

Zdrowia i pomyślnej rekonawlescencji starszej małej Pimposzce życzę… będzie dobrze!

6 miesięcy temu

Szybkiego powrotu do zdrowia i bezbolesnej rekonwalescencji dla młodej Pimposhki. To trudne dla rodzica, gdy z dzieckiem coś się dzieje. 10 lat temu przechodziłam to z moim synem. Zazdroszczę warunków dla rodzica, leżanka o dyspozycji, wygodne krzesło, szał! Gdy spędzałam czas z moim synem na neurochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka ( w sumie pół roku), to do dyspozycji miałam rozwierchutane, stare krzesło, na którym trzeba było delikatnie siadać, by się nie złożyło. Rodzice zaś spali w korytarzu przy windach na karimatach. Ja na szczęście miałam na tyle blisko do domu, że codziennie dojeżdżałam do szpitala.

Iiii
6 miesięcy temu

Polecam duze ilosci galaretek dla malej P. Ponoc szybciej kosci sie zrastaja. Ja jadlam jako dziecko, kiedy mialam zlamana reke, reka sprawnie sie zrosla. Potem szybka rehabilitacja po zdjeciu gipsu jest wazna.

No coz. Male dzieci – maly klopot. Duze – znacznie wiekszy. Przezyjecie, odpoczywajcie ile sie da.

Anna Malgorzata Szwałek
5 miesięcy temu
Odpowiedz  Pimposhka

“Czarodziejka” zrobi to najlepiej.Wiem po sobie , co potrafi. Duzo zdrowia i wielkiej mocy dla Was. Udaroska z wyspy

Anonimowo
6 miesięcy temu

Tak to już jest z dziećmi, wiem coś o tym.. zresztą nam starszym też często zdarzają się wypadki… Pimposhko będzie dobrze, ba, musi być. Życzę zdrówka młodej Pimposhce i szybkiego powrotu do normalności …pozdrawiam bardzo serdecznie Małgośka

Magdalena
6 miesięcy temu

Bardzo mi przykro, gdy dzieciom dzieje się coś niedobrego. Tak świat nie powinien działać. Życzę Elli, by szybko i bezboleśnie wracała do zdrowia. <3
U nas też przełom października i listopada niekorzystny. Zaczęło się lekkim bólem gardła młodszego syna (przez co umknęła mu impreza na 9. urodziny), to było ponad dwa tygodnie temu. Do dziś choruje reszta członków rodziny, z czego mąż ma drugie już uderzenie choroby, zresztą młody wciąż jeszcze trochę kaszle. Mnie gardło boli już dwa tygodnie. Myślałam, że mamy okropnie, no ale złamanie to jest jednak “lepszy” hardkor. Pozdrawiamy.

By Pimposhka
15
0
Would love your thoughts, please comment.x