Jeśli ktoś nie zaglądnął na bloga w zeszłym tygodniu to umknęły mu aż trzy wpisy. Tutaj o tym, że zamykam bloga do odwołania (klik), tutaj, że to był jednak Prima Aprilis (klik), a tutaj kilka słów o mojej nowej pracy (klik). Nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć na wszystkie komentarze, ale obiecuję, że to zrobię.
No właśnie. Mój mąż mentalnie jest już na urlopie, na który jedziemy pod koniec maja. A ja? Zanim wyjedziemy na ten urlop muszę skończyć starą pracę, zacząć nową pracę, mam wizytę chrześniaka oraz wyjazd do Polski na komunię (Ryanair już trzy razy zmienił mi godziny lotów więc jest wesoło!). I to wszystko w przeciągu pięciu tygodni! Nic dziwnego, że jestem ‘lekko’ zestresowana.
Pamiętacie jak napisałam, że więcej prezentów dla współpracowników w starej pracy nie planuję? Okazuje się, że kłamałam. To chyba właśnie przez ten stres, ale mam obecnie bardzo silną potrzebę ręcznych robótek.
Skończyłam robić miśka na szydełku dla córeczki mojego kuzyna.

Misia zrobiłam z tej książki:

Młodsza P. zobaczyła skończonego misia, zobaczyła książkę i mówi ‘Ale mamo zgapiłaś!’. Misia zrobiłam z jednego motka bawełny DMC Baby Cotton (klik) w kolorze Linen za £3.50. Książka, którą kupiłam specjalnie dla tego wzoru (klik) kosztowała £10.19. Jest tam przynajmniej jeszcze jeden wzór, który bardzo mi się podoba (i starszej P. też). Resztę materiałów miałam w Stasiu, więc misiek w sumie kosztował mnie niecałe 14 funtów.

Jak skończyłam miśka, to zaczęłam się rozglądać za kolejnym szydełkowym projektem. Instagram pomocnie podrzucił mi profil szydełkującego doktora @knotmonster. Na jego profilu znalazłam słodkie kaktusy zrobione na szydełku, a na jego stronie (klik) wzory na 12 kaktusów w promocyjnej cenie $5.99. Kupiłam, zamówiłam trochę zielonej bawełny i zajęłam się ogrodnictwem:


Wymyśliłam sobie, że każdemu w moim zespole (plus kilku zaprzyjaźnionym osobom, które pracują w tym samym budynku) wydziergam takiego kaktusa w ramach pożegnania. Wiecie, roślinkę na biurko. Wyszło mi, że potrzebuje ich 14. Na razie mam pięć w porywach do sześciu, zobaczymy czy się wyrobię. Robię bez presji, jak mi nie wyjdzie to trudno. Presja to coś, czego w chwili obecnej naprawdę nie potrzebuję.
Każdy kaktus ma w podstawie zaszytą dużą nakrętkę aby lepiej stał.

Szyciowo też idzie mi dobrze. Skończyłam już wszystko to, co wycięłam. Trzy letnie rompersy we flamingi są już gotowe.

Zapewniam, że na ludziu prezentują się dużo lepiej. Najbardziej jestem dumna z kieszeni:


Mam też już guziki do swetro-bluzy i nawet poczyniłam testy robienia dziurek ale jeszcze nie jestem na nie psychicznie gotowa:


Do uszycia została mi tylko sukienka z muślinu dla mnie. Ponieważ zmieniłam co do niej plany, to muszę zrobić wykrój i próbne odszycie. Zmiana koncepcji może też wymagać więcej materiału więc teraz się cieszę, że muślin w złote kropki kupiłam w Minervie (klik) a nie w Popcouture.
Zdjęcia wszystkich ostatnich uszytków na ludziu, informacja o materiale, kosztach i wzorach ukaże się oczywiście na blogu. Ale chcę zrobić im zdjęcia w wakacyjnych klimatach, także najwcześniej będzie co oglądać w czerwcu.
Serio, po co komu terapia jeśli ktoś umie w robótki ręczne?
P.S. Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie obiecałam sobie, że na blogu będę pisać tylko o rzeczach przyjemnych. Ale coś czuję, że ta pluszowa era dobiega powoli końca.
Dodałam przycisk z lajkiem. Można go nacisnąć i dać mi znać, że ‘jestem’, ‘przeczytałam’, ‘dobra robota’, ‘fajnie, że jesteś’, ‘doceniam to, że piszesz’. Dla mnie jest to znak, że ktoś tam po tej drugiej stronie jest i czyta. Umawiamy się, że naciśnięcie tego przycisku nie oznacza, że koniecznie zgadzacie się z treścią wpisu, ok?
Pimposhko ostatnio uczyłam się na kursie szycia obszywania dziurek do guzików przy pomocy takiego ustrojstwa https://www.youtube.com/watch?v=vUq2vIu6c1E , jeśli masz taki dodatek do stopki to się nie stresuj a jak nie masz to sobie kup bo z pomocą tej podkładki wykonanie dziurki jest naprawdę nietrudne. Zabierałam się do tego jak do jeża ale okazało się po trzech podejściach banalne i znajdziesz w sieci różne tutoriale na takie rozwiązanie.
Dziękuję! Miałam taką stopkę w starej maszynie, w tej mam nieco inną. Generalnie moja maszyna jest dość nowoczesna i dziurki robi się łatwo, to tylko moja bariera psychologiczna 🙂
Tak, to prawda. Jak się ma hobby to terapeuta na tobie nie zarobi. Zwyczajnie nie znajdziesz na spotkanie z nim czasu. Sama widzisz ile pochłania szykowanie garderoby na wyjazd:-))))))))
Uwielbiam robótki! Serio, moje życie byłoby takie smutne bez rękodzieła!
Nieźle szalejesz z robótkami! Oby się wszystko zazębiło, też nie przepadam za maratonami tego typu. Pozazdrościłam i tez zmieniam pracę :D. Komunię mam własnego syna i jeszcze się okazało, że wszyscy chcą przyjechać, a zakładałam, że będą może dziadkowie :D.
Rompersy wyglądają super 🙂
Ha! Gratulacje! Tak coś czułam, że coś się kroi jak napisałaś, jakiego masz ‘wspierającego’ szefa. Życzę Ci aby nowa praca była dokładnie tym, czego się spodziewasz a nawet lepiej! Brawo my! To już moja ostatnia komunia, od jakiegoś czasu nie jestem fanką ale mus to mus. Trochę się cieszyłam, że jedna komunia odpadła mi ze względu na pandemię.
Niestety nie mogę obejrzeć zdjęć wszystkich Twoich prac. Obecnie jestem w Thame ( Himalaje w Nepalu)na wysokości 3820 m i mam słaby internet satelitarny. Niemniej jednak podpisuję się obiema rękami, że robótki ręczne są jedną z najlepszych terapii odstresowujacych. Ciekawa jestem czy uda mi się wysłać ten komentarz. Oby się nie opublikował 15 razy jak wreszcie będzie ten internet
O rany! Myślę, że jeszcze chyba nikt nie czytał mojego bloga w Himalajach. Udanego urlopu!!!!
No i przegapiłam zamknięcie bloga i inne kłamstwa. 😉 To tu się wpiszę, bo nie chcę Cię fatygować do innych odcinków. Super rompersy i cieszę się na zdjęcia z ciepłych krajów.
Ten wpis o niemiłych komentarzach. Ja jestem z Biblionetki, to znaczy fora i internet poznawałam w Biblionetce – strona o książkach, kulturalna. I okazuje się, że ludzie nie są w całości kulturalni. Uodporniłam się.
Ale niedawno czytałam o braku kultury na UJ. I że studenci mają stres, bo wykładowca jest niemiły. I sobie pomyślałam, że nie możemy z życia wyeliminować wszystko co niemiłe. Coś niemiłego i stresującego nas w życiu spotka na pewno, nie ma na to rady. Jak nie w szkole to w pracy, jak nie w pracy to w internecie.
Oczywiście nie mówię tu o ekstremalnych sytuacjach, ale o nieprzyjemnych komentarzach właśnie czy nieprzyjemnych nauczycielach. W tej chwili wydaje mi się, że cały wysiłek idzie w kierunku wyeliminowania stresu z życia, a to niemożliwa misja.
Pozdrawiam serdecznie!
Ps. Dziurki wcale nie są straszne, nawet ja robiłam a krawcowa że mnie żadna 😀
Dzięki! Ah ta dzisiejsza młodzież i ich zarządzanie stresem to w ogóle odrębna historia. Miałam kiedyś bardzo niemiłego profesora od Matematyki, nawet nazywał się Cięciwa! I podobno co roku wygrywał w studenckich rankingach na ulubionego profesora. Czasy się zmieniają.
A mnie nic nie umknęło ale ten primaaprilisowy wpis był mi jakoś wiarygodny, gdyż ten komentarz przecież był naprawdę. A nawet Pimposzka może stracić cierpliwość. Cieszę się, że to jednak był zart. Brakowałoby mi cie strasznie.
Piękne dziergotki na szydełku… podziwiam!
Bardzo Ci dziękuję Kochana! Mnie również byłoby smutno, gdyby Twój blog zniknął.